Strona:PL Diderot - To nie bajka.pdf/137

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ojciec. — A ty, wielki filozofie, nie jesteś tego zdania?
ja. — Nie.
ojciec. — To bardzo zwięźle. Jedź dalej.
ja. — Każesz, ojcze?
ojciec. — Oczywiście.
ja. — Bez ogródek?
ojciec. — Oczywiście.
ja. — Nie, z pewnością nie, odparłem z ogniem, nie jestem tego zdania. Co do mnie, myślę, iż, jeżeli kiedy popełniłeś, ojcze, zły uczynek w życiu, to wtedy; i że, jeżelibyś się czuł zobowiązany do restytucyi wobec legataryusza w razie zniszczenia testamentu, bardziej jeszcze miałeś ten obowiązek wobec prawych dziedziców za to żeś tego nie uczynił.
ojciec. — Muszę wyznać, iż ten postępek zawsze mi leżał na sercu; ale ojciec Bouin!...
ja. — Ojciec Bouin, z całą swoją sławą wiedzy i świętości, był jedynie lichym doktrynerem, bigotem o ciasnej głowie.
siostra, po cichu, — Czy twoim zamiarem jest nas zrujnować?
ojciec. — Spokojnie, spokojnie! zostaw-że ojca Bouin, i powiedz nam swoje racye nie wymyślając na nikogo.
ja. — Moje racye? Są bardzo proste; oto one. Albo testator chciał zniweczyć akt który uczynił w nieczułości serca, jak wszystko zdaje się tego dowodzić, i ty udaremniłeś jego opamiętanie się: albo też chciał aby ten okrutny akt utrzymał się w mocy: i ty stałeś się wspólnikiem jego niesprawiedliwości.