Strona:PL Diderot - To nie bajka.pdf/135

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Po wyczerpaniu tematu, goście odeszli; brat i siostra wrócili do pokoju; podjęliśmy przerwaną rozmowę, ojciec zaś rzekł: „Bogu niech będzie chwała! otośmy znowu razem. Dobrze mi z innymi, ale z wami lepiej“. Następnie, zwracając się do mnie: „Dlaczego, spytał, nie powiedziałeś kapelusznikowi swego zdania?
— Boś mi, ojcze, przeszkodził.
— Czym źle uczynił?
— Nie, ponieważ na nic dobra rada dla głupca. Jakto, czyż ten człowiek nie jest najbliższym krewnym swojej żony? Czy mienia jakie sobie zachował nie otrzymał w posagu? Czy nie przynależy mu z najbardziej godziwego tytułu? jakież jest prawo owych krewniaków?
ojciec. — Widzisz tylko prawo, ale nie widzisz jego ducha.
ja. — Widzę jak ty, ojcze, niebezpieczeństwo płynące dla kobiet, będących, jak nieraz się zdarza, przedmiotem wzgardy i nienawiści mężów, gdyby, w razie śmierci, mienie żon miało stać się ich własnością. Ale cóż to znaczy dla mnie, uczciwego człowieka, który dobrze spełniłem obowiązki względem mojej żony? Czy nie dość jestem nieszczęśliwy, żem ją utracił? Trzebaż mnie jeszcze odzierać z puścizny?
ojciec. — Ale, jeżeli uznajesz mądrość prawa, trzeba się doń stosować, o ile mi się zdaje.
siostra. — Bez prawa, niema kradzieży.
ja. — Mylisz się, siostro.