Strona:PL Diderot - To nie bajka.pdf/132

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mi żona przyniosła w posagu. Miała, mianowicie, bardzo przyzwoitą wyprawkę, i ojciec bowiem i matka, kochając córkę, uczynili dla niej wszystko co mogli, więcej niż mogli); ładną, porządną i obficie zaopatrzoną garderobę, która została jak nowa, nieboraczka bowiem nie miała czasu jej zużyć; prócz tego, dwadzieścia tysięcy w gotowiźnie. Zaledwie nieboszczka zamknęła oczy, ukryłem rzeczy i pieniądze. Panowie, znacie obecnie całą sprawę. Czy zrobiłem dobrze, czy źle? Nie czuję się spokojny w sumieniu. Mam uczucie, że jakiś głos mi powiada: „Ukradłeś, ukradłeś, oddaj, oddaj“. Co o tem myślicie? Zważcie panowie, iż żona uniosła z sobą, odchodząc, wszystko co zarobiłem w ciągu dwudziestu lat: że nie jestem już prawie zdolny do pracy; że wpadłem w długi, i że, jeżeli zwrócę spadek, zostaje mi jedynie szpital, jeśli nie dziś to jutro. Mówcie, panowie, czekam waszego wyroku. Czy trzeba mi zwrócić i iść skończyć w szpitalu?
— Idźmy koleją, wedle godności, rzekł ojciec skłaniając się w stronę duchownego; słuchamy, księże przeorze.
— Moje dziecko, rzekł przeor do kapelusznika, nie lubię skrupułów, to robi zamęt w głowie i na nic się nie zda; być może, nie trzeba było brać tych pieniędzy; ale, skoro wziąłeś, jestem zdania abyś je zachował.
ojciec. — Ależ, księże przeorze, to chyba nie pańskie ostatnie słowo?
przeor. — Na honor, tak; nic więcej nie umiem powiedzieć w tej sprawie.