Strona:PL De Montepin - Zbrodnia porucznika.pdf/77

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Doktór przybliżył się do sędziego pokoju i rzekł mu po cichu:
— Jeżeli chcecie z tego biedaka wydobyć jakie potrzebne wam wskazówki, nie traćcież ani chwili, aby go wybadać... Zycie jego jest tylko przelotnym płomykiem, który jedno dmuchnięcie zagasi za chwilę...
Sędzia pokoju przystąpił do łóżka i począł badać konającego w przedmiocie wydarzeń ubiegłej nocy.
Nieszczęśliwy Hieronim odpowiadał jak mógł najlepiej, ale miał bardzo niewiele do powiedzenia.

zbudzony niespodzianie gwarem jakimś i krzykami, skoczył z łóżka, aby pobiedz na ratunek barona, którego poznał głos przyzywający na pomoc.
W korytarzu pierwszego piętra spotkał zabójców i upadł nie przytomny pod ich razami.
Na pytanie:
— Ilu ich było?
Odpowiedział:
— Widziałem ich trzech.
— Czy znane ci były twarze tych ludzi?.... czyś ich widział kiedybądż przedtem? — spytał urzędnik.
— Nie.
— Czy nie mógłbyć dać nam ich rysopisu?
Hieronim wstrząsnął głową, potem zebrawszy wszystkie wspomnienia, przesunął ręką po twarzy, zakreślając nią krąg w koło jednego oka. Chciał on określić w ten sposób bliznę szeroką i sinawą, otaczającą oko lewe bandyty, którego znamy pod nazwą Cocodrille’a.
— Jeden z zabójców miał plamę na twarzy, czy to chciałeś powiedzieć? — podjął sądzia pokoju, pragnący wyświetlić znaczenie gestu konającego.
— Tak, — wyszeptał Hieronim tak słabo, że najuważniejsze ucho nie mogłoby pochwycić tego wyrazu.
I wraz z tem ostatniem słowem odpowiedzi oczy jego się zwarły.
— Nie męczcie go już... — ozwał się lekarz; — za kilka sekund nieszczęśliwy starzec żyć już przestanie....
W istocie ostatnie drgnienie wstrząsnęło ciałem Hieronima, z ran jego otwartych popłynęła krwi struga; długie, przeciągłe westchnienie wydarło się z poza warg.
Wraz z tem westchnieniem uleciała jego dusza.
— Stary, wierny sługo! — zawołał Marceli, — śmierć nie rozłączy cię z tym, obok którego żyłeś przez długich lat tyle.... Tyś dał życie za twego pana... to też zaśniesz w grobie twego pana....
Urzędnicy zredagowali na prędce protokuł z tych wszystkich faktów, które opowiedzieliśmy przed chwilą. Protokuł ten kazali podpisać Jerzemu, Marcelemu i doktorowi; potem sądzia pokoju zdecydował się pokłaść na wszystkiem pieczęcie.
— Jeżeli chcesz, biedny mój chłopcze, — ozwał się Jerzy do porucznika, — to przez ten czas, w którym ci panowie załatwiać będą te sprawy, których spełnienia domaga się od nich prawo, my siądziem na koń i pojedziemy do Tulonu. Zobaczysz się z twoim pułkownikiem i otrzymasz od niego bez wszelkiej wątpliwości upoważnienie wejścia na pokład okrętu w przedzień expedycyi dopiero, co ci pozwoli uczestniczyć w obrzędzie pogrzebu nieszczęśliwego twego wuja....
— Masz słuszność, — odpowiedział Marceli, —