Strona:PL De Montepin - Zbrodnia porucznika.pdf/279

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

się podczas sceny, która rozegrać się miała, być świadkiem badania ojca, przemogła wszelkie wahanie....
W chwili kiedy lokaj wicehrabiego przyszedł powtórzyć słowa generała, silne zdziwienie, niepokój poniekąd odbiły się w twarzy wicehrabiego, ale trwały tylko mgnienie oka.
Natychmiast uspokoił się, powiedziawszy sobie, że Blanka była przy panu Presles i bezwątpienia to ona kazała dać tę odpowiedź.
Jednakowoż, opuszczając na chwilę swych interlokutorów, podszedł do zagłębienia okna, w którem ukrywała się Dyanna i spytał jej:
— Jak dawno widziałaś ojca?
— Przed kilku minutami zaledwie, — wymówiła z cicha pani Herbet.
— Czy żadna zmiana nie zaszła w jego stanie?...
— Żadna... niestety!.. żadna.... Pozostawiłam go w bibliotece, pogrążonego w tym ciężkim śnie, z którego budzi się czasami ciało jego, ale który bezustannie cięży na jego duszy...
— Dla czego go opuściłaś?...
— Alboż mogłam pozostać?...
— Któż ci bronił?...
— Blanka....
— Co ty mówisz!...
— Mówię ci, że córka moja mię wygnała!... i w boleści mojej jestem dumną tem oburzeniem kochanego, szlachetnego dziecka. Przyjęłam jej pogardę, przyjęłam męczarnie, powtarzając sobie, że cierpię dla niej... dla niej, dla tego anioła opiekuńczego starca, którego ty chcesz zbeszcześcić i odrzeć, a którego i ja wraz z tobą pozornie odzieram!...
— Z radością widzę, że twoja filozofia równą jest twej macierzyńskiej czułości... Ale przedewszystkiem pamiętaj o tem, moja siostro, że za chwilę przyjdzie ojciec i że stan umysłowy, w którym się znajduje, jest stanem jego zwykłym....
— Czyż żądać będziesz mego świadectwa? — spytała Dyanna z sprzerażeniem.
— To rzecz konieczna.... Zresztą stwierdzisz tylko fakta przytoczone w twojem imieniu we wspólnem naszem podaniu....
— Gontranie... Gontranie... ja nie będę mogła nigdy....
Czoło wicehrabiego zmarszczyło się.
— Czyż nie będziesz już miała litości? — mówiła dalej nieszczęśliwa kobieta. — Mówię ci, że w obecności ojca zabraknie mi siły i odwagi....
— Strzeż się moja siostro! — wyszeptał Gontran głosem przyciszonym i pełnym groźby. — Jeśli się! cofniesz w chwili stanowczej, jeśli zdradzisz twego sprzymierzeńca, przysięgam ci, że odkryję prokuratorowi tajemnicę, którą ty chciałabyś ukryć przed nim za każdą cenę... tajemnicę urodzenia Blanki i zbrodnię podstawienia dziecka, popełnioną przez ojca... Oskarżasz mnie, że niemam litości.. Prawo byłoby bezlitośniejszem odemnie.
Nieczekając na odpowiedź pani Herbert, wicehrabia odstąpił od okna.
Zaledwie zrobił kilka kroków, by się napowrót zbliżyć do urzędników, drzwi się otwarły i generał, wsparty na ramieniu Blanki, wszedł do salonu.
Na widok jego żadna z osób obecnych nie mogła ustrzedz się przed pierwszem wrażeniem głębokiego zdziewienia.
Każdy spodziewał się, że zobaczy pana Presles wlokącego się z trudnością krokiem niepewnym i chwiejnym, przygarbionego, z wrokiem zagasłym, w ubraniu bezładnem, wymawiającego słowa bez związku, jakie przychodzą na usta dzieci lub starców, dla których powraca wiek dzieciństwa.
Natomiast przed nimi stał stary szlachcic przybrany z tą poważną elegancją, tak odpowiednią jego wiekowi i wysokiej pozycyi, nie zdradzający w chodzie ani słabości, ani chwiejności, głowę niósł wysoko, wzrok miał spokojny a pewny i zdało się, że zaledwie dotyka ramienia pięknej i uśmiechnionej Antigony przybranej w różową sukienkę, która szła obok niego.
— Szatan chyba staje przeciw mnie! — pomyślał Gontran. — Ojciec ma widocznie jedną ze swych chwil jasnych! Jeśli przypadek nieprzyjdzie mi w pomoc, wszystko zgubione!..
— Niech będą Bogu dzięki! — mówił sobie Raul, — moja ukochana Blanka może i ocali ojca.
Dyanna osłupiała ze zdumienia, nie mogła wierzyć własnym oczom.
— Albo jestem igraszką snu... — szeptała, — albo też Bóg cud zesłał....
Hrabia de Presles zatrzymał się na chwilę w progu salonu, ogarniając szybkiem spojrzeniem każdego zebranych z osobna.
Równocześnie z tem spojrzeniem Marceli de Labardès i Raul otrzymali uśmiech życzliwy.
Następnie starzec skierował się ku prokuratorowi królewskiemu.
— Panie, — rzekł mu, — szczęśliwy jestem, że cię przyjmuję w mym domu.... Poraz to pierwszy przestępujesz pan próg jego... a przecież jesteśmy wzajem dla siebie bardzo dawni znajomi.... Kiedy poraz pierwszy miałem przyjemność zetknąć się z panem, byłeś jeszcze bardzo młodym człowiekiem a ja byłem już starcem.... Sięga to do 1830 roku.
— Jak to, panie hrabio, — zawołał prokurator z zadziwieniem, — pan sobie przypominasz?...
— A panie, kiedy się dochodzi do mego wieku, kiedy się dochodzi do ostatnich granic długiego istnienia niesposób sobie nieprzypominać... nie żyje się już chwilą obecną... żyje się przeszłością.... Niemal zawsze starcy lubią opowiadać... chętnie powtarzają, często