Strona:PL De Montepin - Zbrodnia porucznika.pdf/213

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Dyanna podeszła do lustra i przejrzała się w nim.
Bladą była niesłychanie, oczy czerwone, zapuchłe, podkrążały obwódki sino-żółte.
— Taką nie powinien mnie zobaczyć ojciec... — szepnęła kobieta, — byłby zaniepokojony.
Obmyła twarz i oczy wodą zimną, przygładziła włosy, zerwała różę z dębowej rzeźbionej żardiniery i przypięła ją do stanika.
Po tem przygotowaniu dopiero opuściła pokój i skierowała się ku pokojowi generała.


II.
OJCIEC I CÓRKA.

Generał oczekiwał Dyanny niecierpliwie, spieszno mu było bowiem zakomunikować jej oświadczenie Marcelego, uczynione w imieniu Raula.
Pan de Presłes szczerze lubił Raula; słyszeliśmy, jak się sam do tego przyznawał.
Natura tak prawa i otwarta młodzieńca, pozyskała sobie w zupełności wszystkie jego sympatye. To też nie dziw, że miłość jego dla Blanki, gorącego miała w generale protektora, rozrzewniał go widok uczucia tych dwojga dzieci, rozgrzewał jego serce i całem też sercem pragnął on ich połączenia, do którego nie widział, dodajmy to, żadnej przeszkody.
Wrażenie przykre, które wywarły na nim zwierzenia Raulą, w kwestyi jakiejś dziwnej nieżyczliwości dlań Dyanny, zatarło się wprędce w jego umyśle.
— To niepodobna, — mówił sobie, — to niepodobna zupełnie, żeby moja córka miała nienawidzić tego poczciwego chłopca.... Bo i za cóż nienawidziłaby go? Nie znała go przed jego przybyciem w te strony z baronem Labardès a przecież, gdyby dać wiarę temu co mówi Raul, to od pierwszej zaraz chwili ujrzenia go okazała mu swą odrazę. Nie, raz jeszcze: to niepodobna! Raul, jak każdy zakochany, który lęka się zawsze napotkania jakichś przeszkód na swej drodze, wziął własne urojenia za rzeczywistość!... młode serce chętnie stwarza sobie chimery bezpodstawne.... Tak, tak, to nic innego, bo gdyby było inaczej, trzebaby przypuści, że Dyanna jest szaloną chyba, a przecież nigdy chyba Bóg nie stworzył trzeźwiejszego i bardziej prawego umysłu, lepszego serca.
Tak uspokojony własnem rozumowaniem, starzec nie wątpił bynajmniej o radości, jaką wieść o oświadczeniu się Raula sprawić musi jego córce.
Takiemi były jego poglądy w chwili, gdy drzwi się otwarły i Dyanna weszła do biblioteki.
Ojciec i córka nie widzieli się jeszcze dnia tego.
Pan de Presles podniósł się z fotelu i podszedł kilka kroków naprzeciw Dyanny.
— Kochane dziecko, jak mi się miewasz? zawsze jestem szczęśliwy, kiedy cię widzę, ale dziś więcej jeszcze niż kiedykolwiek....
I uścisnął po dwakroć rękę pani Herbert z szczególniejszem jakiemś uczuciem.
— Cóż to się stało, ojcze? — spytała Dyanna żywo. — Widzę na ustach twoich uśmiech dobrej wróżby i zdajesz mi się z czegoś uradowanym....
— Bo też uradowanym jestem istotnie.
— Czy mogę spytać cię z czego to?
— Bez wątpienia.
— A zatem pytam....