Strona:PL De Montepin - Róża i blanka.pdf/266

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Korzystając z pozwolenia, Henryka postanowiła\ zaraz nazajutrz udać się wraz z Blanką naprzód do kościola św. Sulpicyusza, a następnie do księdza d’Areynes.
Następnego dnia obie kobiety o godzinie dziewiątej wyszły z pałacu i pieszo, wolnym krokiem, poszły do kościoła.
Janina już od dwóch godzin znajdowała się na swem stanowisku pod wielkim portykiem świątyni.
Wystawa jej sklepiku dobrym gustem i elegancyą pociągała oczy widzów.
Nieszczęśliwa kobieta, nurtowana ciągłym smutkiem, zestarzała się wielce, tracąc z każdym dniem coraz więcej nadzieję odszukania dzieci, prosiła Boga, by połączył ją z Pawłem, jej mężem ukochanym, zmarłym, jak jej się zdawało dopiero wczoraj, gdyż siedmnaście lat pobytu w szpitalu przeszły jej jak sen długi. Ach! jak przeciągłym wzrokiem spoglądała na pzestępujące próg świątyni dziewczęta młode, będące w wieku jej córek — gdyby żyły! Jak zazdrościła ich matkom, ileż łez połykała w milczeniu, gdy klęcząc w ciemnym zakątku portyku modliła się o litość, nad sobą!
Henryka, utrudzona przechadzką, przed wejściem do wnętrza świątyni, pragnąc odpocząć, siadła na ławeczce w przedsionku.
— Jeżeli mama chce, przywołam powóz i powrócimy do domu.
— Nie moje dziecko, pomodlimy się i pojedziemy na ulicę Tournelle.
— Proszę mamy, przyszła mi pewna myśl...
— Jaka?
— Chciałabym na pamiątkę wyzdrowienia mamy kupić sobie medalik. Dam księdzu do poświęcenia, zawiążę go na szyi i nigdy nie będę rozstawała się