Strona:PL De Montepin - Potworna matka.pdf/636

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Czy będziesz co jadła? — zapytała.
Ósma godzina wybiła.
Poszła na palcach do pokoju córki.
Lampka nocna rzucała blade światło dokoła; imbryk z odwarem szlazu stał na stoliku.
Helena obrócona była twarzą do ściany.
Oddychała ciężko ustami, spieczonymi gorączką, wychudłą rączkę trzymała bezwładnie na kołdrze.
— Śpi... — pomyślała matka występna.
Podsunęła się cicho jak wąż, chwyciła imbryk i ostrożnie wyszła.
W kuchni był ogień pod blachą.
Garbuska postawiła imbryk z ziółkami na fajerce, wyjęła z pudełka zapałki i wrzuciła wszystkie w imbryk.
Po kilku minutach skończyła dzieło piekielne. Napój przybrał kolor zielonawy od fosforu.
Z jaśniejącym radością wzrokiem dorzuciła parę kawałków cukru do trucizny, zaniosła i postawiła przy łóżku Heleny.
— Wszystko się skończy tej nocy! — rzekła do siebie.
Wróciła do kuchni, usunęła ślady swej roboty, zagasiła ogień, po tym ubrała się, zeszła na dół, wsiadła do dorożki i kazała się wieźć na stację Saint-Lazare.
Około ósmej tego samego wieczora Joanna Bertinot kazała swemu furmanowi zaprzęgać.
O wpół do dziewiątej uściskała ojca i odjechała, kazawszy stanąć na ulicy Anbry wprost Nr. 7 i czekała w powozie na wyjście Julii Tordier.
O dziewiątej Julia ukazała się na ulicy i wsiadła do dorożki.
Joasia wyskoczyła z powozu, wbiegła do domu Nr. 7, po czym powoli i ostrożnie wchodziła na schody, aby nie zwrócić uwagi mieszkańców pierwszego piętra.