Strona:PL De Montepin - Potworna matka.pdf/589

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Tristan skoczył, jak jaguar, położył rękę lewą na jej ramieniu, prawą gotował się zadać cios.
Joanna krzyknęła.
Zbrodniarz podniósł nóż, lecz go nie spuścił; dwie ręce silne ścisnęły mu pięść, aż zatrzeszczało.
Pociągnięty gwałtownie, Tristan padł na wznak, uczuł kolana, gniotące mu piersi, a jednocześnie lufa rewolweru dotknęła jego skroni.
— Cicho! Joanno.. — rzekł jej zbawca. — Byłem tu, dzięki Bogu, nie bój się już podłego zbója, który chciał cię zabić!
— Pan Włosko!.. — rzekła, poznając głos jego. — Ocalona przez ciebie!.. Co za szczęście!..
Tristan chrapał pod ciężarem kolan swego zwycięzcy, a usłyszawszy nazwisko Włosko, próbował gwałtem się uwolnić.
Włosko odebrał mu nóż i podał go Joannie. Potem kazał mu się podnieść i wejść do szopy, trzymając rewolwer, wycelowany na łotra.
Wyjął zapałki i przy świetle ujrzał na stoliku świecę, papier, pióro i atrament, pozostałe po rachunku z robotnikami.
— Teraz rzekł do Tristana — do rzeczy... Chciałeś zamordować tę panienkę?
— Nie potrzebuję przeczyć, boś pan widział.
— Kto rozkazał ci spełnić tę zbrodnię?
— Na co panu ta wiadomość, skoro mi się nie udało?...
— Słuchaj i staraj się skorzystać z tego, co powiem.
Jeżeli mi powiesz prawdę, daję słowo honoru, iż cię puszczę wolnego., pod pewnymi jednak warunkami... W przeciwnym razie, oddam rewolwer pannie Joannie, z prośbą, aby ci w łeb wypaliła, jeżeli się poruszysz, a sam zwiążę cię tymi oto postronkami i pójdę do Petit-Bry po żandarmów... Rozumiesz, prawda?