Strona:PL De Montepin - Potworna matka.pdf/557

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Nie, panie...
— Czemu? Powinnaś była to uczynić.
— Prawda, panie, lecz nie zrobiłam tego...
— Czy masz po temu jakiś powód?
— Miałam.
— Jaki?
— Mój ojciec błagał mnie, abym nie starała się nigdy poznać przeklętego nazwiska matki, i chciałam mu być posłuszną.
Sędzia czas jakiś siedział w zamyśleniu, następnie rzekł:
— Dam ci, moje dziecko, kilka słów do hrabiego de Roncerny... Proszę cię, siadaj.
Napisał kilka wierszy, wsunął je w kopertę i, podając ją dziewczynie, dodał:
— Do widzenia, panno Joanno, a powiedz swemu choremu niech nie rozpacza.
Dziewczyna potrząsnęła głową
— O! panie, — szepnęła — czyż on może mieć jaką nadzieję?... Wszystko stracone dla niego!... Pytam siebie nieraz, czy należy mu życzyć wyzdrowienia?...
Skłoniła się i wyszła.
— Śpiesz się — zawołał na swego sekretarza sędzia — poszukaj mi akt sprawy Roncerny przeciwko Joannie Bertinot, obwinionej o kradzież... Była w toku trochę więcej, niż miesiąc temu.
Zadzwonił na woźnego biurowego.
— Pędź bez straty chwili — do biura bezpieczeństwa — rozkazał sędzia. — Jeżeli tam jest agent Challet, sprowadź go do mnie... Jeżeli nieobecny, niech go zawiadomią, że potrzebny mi niezwłocznie.
— Oto są akta żądane... — rzekł sekretarz, kładąc przed sędzią gruby zeszyt szarego papieru.
Sędzia rozłożył go z pośpiechem i odczytał badanie,