Strona:PL De Montepin - Potworna matka.pdf/544

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Podczas kiedy Challet napełniał szklankę, Julek spoglądał na otwarte ostrygi okiem pożądliwym, oblizując się apetycznie.
Agent to podpatrzył.
— Wyglądasz, jak gdybyś lubił ostrygi, mój młody towarzyszu... — zauważył.
— Wyglądam, i nie na darmo, panie! — odparł chłopak. — Trzeba by samemu być bydlęciem, żeby tych bydlątek nie lubić!
— Poczęstuję cię tym tuzinem, jeżeli przyjmiesz?
— Bigre de bigre! jeżeli przyjmę? choćby dwa razy!
— Za tym zadzwoń na garsona, i siadaj naprzeciwko mnie.
Julek zabrał się swobodnie do jedzenia, unosząc się nad wykwintnym doborem potraw. Nareszcie wykrzyknął:
— Istna uczta Baltazara, mam dzisiaj szczęście! Nie tak, jak u mojego pryncypała!
— U kogo pracujesz? — zapytał Challet, dążąc zwolna do celu.
— Jestem uczniem w domu Troublet, przy ulicy Anbry.
— Troublet, fabrykant wyrobów odżywczych?
— Tak.
— Następca Jakóba Tordier.
— A, tak, pan zna widocznie tę dzielnicę?
— Urodziłem się tutaj! Wszak to wczoraj, o ile mi się zdaje, pani Tordier, Garbuska, wydała córkę za mąż?
— Wczoraj. A! biedna ta panna Helena! Wyglądała, jak gdyby szła na ścięcie, a nie do ołtarza.
— Czemuż to?
— Czemu?... nie trudno zgadnąć! Bo ścierpieć nie mogła tego typa, którego zmuszono ją poślubić, a innego koła... dzielny chłopak... rysownik, który w małym palcu ma więcej talentu, niż inny w głowie. Papa Tordier ich zarę-