Strona:PL De Montepin - Potworna matka.pdf/469

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

się tutaj!... Skoro szacowne te szczątki spoczną już w grobie, wtedy zrobi, co pani się podoba!... Oceni pani sobie sprzęty, okradnie pani syna, na zapłacenie tego, co pani się nie należy... Lecz teraz nie puszczę pani!
Julię Tordier gniew dusił.
Miała właśnie odpowiedzieć po swojemu, gdy wszedł żałobnik z oznajmieniem, że orszak z ciałem wyrusza już do kościoła.
Wtedy Joanna zwróciła się jeszcze do Julii Tordier:
— Ofiara pani już odchodzi, — rzekła, — idź teraz, obdzieraj jej syna.
Potem pośpieszyła połączyć się z orszakiem, rzuciwszy pod nogi Julii Tordier klucze od mieszkania pani Gobert.
Julia została sama w izbie, w przystępie wściekłości.
— Więc to ona... ona tak mnie traktuje!... — syczała z gestem groźby okrutnej. — Jakaż fatalność postawiła ją na mej drodze!... Dlaczego ojciec jej nie udusił w chwili urodzenia, jak mu to przykazałam? Co za traf sztański stawia ją obok Heleny?... Pogardza mną!... O! gdyby wiedziała, że jestem jej matką, wtedy wszystkiego mogłabym się od niej obawiać!... nawet bez tego... czuję z tej strony niebezpieczeństwo... Cóż znowu, w głowie mi się chyba miesza!... Ona nic nie wie i nigdy nie będzie wiedziała... a wreszcie śmieję się z niebezpieczeństwa, a przeszkody obalam...
Podniosła klucze i poszła na schody, prowadzące do mieszkania pani Gobert.
Papuga przyjęła ją ostrym krzykiem i biciem skrzydeł.
— Dobrze będzie wyglądała w klatce... w oknie, na ulicy Anbry — rzekła.
Zabrała się do obejrzenia sprzętów, porachowała w szafach bieliznę, a papuga tymczasem, trzepiąc się na grządce, krzyczała: