Strona:PL De Montepin - Potworna matka.pdf/403

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

stałabym!...
Ale ona mnie prześladuje nienawiścią, nienawiścią nieubłaganą... przecież ja jej nigdy nie obraziłam ani czynem, ani słowem.
Masz słuszność, Joanno, ja w niczym nie jestem jej obowiązaną!...mogę ją opuścić bez wyrzutów sumienia!...
— Tak!... stokroć tak!...
— Kiedy masz się zobaczyć z Lucjanem?
— Dziś wieczorem.
— Gdzie?
— Tu.
— Czy przyjdzie po odpowiedź na list?
— Tak.
— To odpowiedź tę mieć będzie... ja sama mu ją przyniosę.
— Co mu panienka powie?
— Że jestem gotowa iść z nim...
— Spotkanie nastąpić ma o ósmej... Czy będziesz wolną, panienko?
— O to się postaram.
— Zastanie mnie panienka przy panu Lucjanie.
— Obecność twoja podwoi moją odwagę.
— Widziałam, jak matka panienki wychodziła z domu — podchwyciła Joanna.
— Tak.
— Szła nie sama...
— Towarzyszył jej ten, którego chce mi dać za męża... Pojechali na wieś, ażeby zamówić ucztę weselną, i jak mówiła, powrócą dopiero późno wieczorem.
— Tym lepiej... Nie będzie potrzebowała panienka szukać pozoru dla wyjścia.
— Czy mam z sobą zabrać ubranie, bieliznę?
— O, nie, nie!...
— Dlaczego?