Strona:PL De Montepin - Potworna matka.pdf/18

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Przez te kilka chwil została nieruchoma w przedpokoju z oczyma, utkwionymi w papier, który trzymała w ręce.
Nagle spojrzenie nabrało wyrazu okrutnego.
Dreszcz wstrząsnął od głowy do stóp jej ciałem chudym i bezkształtnym. Usta się rozchyliły.
— Jeszcze wyzdrowieć może! — wyszeptała głosem cichym.
Po tym, ręką machnąwszy, jakby dla odpędzenia jakiejś myśli, opanowującej jej umysł, przeszła przez korytarz, otworzyła drzwi do swej sypialni, umeblowanej zalotniej, a raczej pretensjonalniej, niźli reszta mieszkania.
Zamknęła drzwi, rzuciła —receptę na stół, wyjęła z kieszeni pęk kluczy, wybrała jeden z nich i przystąpiła do biuka bardzo starego, ozdobnego antabkami niegdyś złoconymi, dzisiaj zaś już wytartymi.
Biurko otworzyła kluczem i z szuflady wyjęła dwie fotografie, zawinięte w bibułkę.
Gorączkowo rozerwała kopertę i wydobyła z niej jedną fotografię.
Była to podobizna mężczyzny lat około trzydziestu, obdarzonego bujną czupryną i długimi wąsami, zakręconymi po wojskowemu.
Oczy miał bardzo duże i fałszywie patrzące, brwi gęste, nos wydatny i lekko orli, wargi grube, na wpół otwarte, w śmiechu rozkazującym i odsłaniające zęby białości olśniewającej.
Twarzy tej brakowało pewnej dystynkcji, a wyraz jej nie znamionował wysokiej inteligencji.
Jednakże, patrząc na ten portret, nie podobna było nie powiedzieć:
— Sympatyczny nie jest, ale diablo piękny ten chłopiec.