Strona:PL De Montepin - Potworna matka.pdf/102

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

liwszy swe bezkształtne ciało, z rękoma, opartymi na stole.
Tenże sam szmer dał się słyszeć.
— To tutaj... tak, to tutaj — podchwyciła — więc tam jest ktoś?
Dysząca, trzymając się zaledwie na nogach, postąpiła krok naprzód, potem dwa, i zatrzymała się, wstrząsana dziwnym dreszczem i szczękaniem zębów.
Bo umysł jej przebiegła myśl szalona, jaka powstać może tylko w obłędzie lub w gorączce.
Pomyślała...
— A gdyby obaj ludzie, zabici przeze mnie tej nocy, gdyby obaj umarli rozmawiali z sobą razem... gdyby się mieli przede mną ukazać.
Zresztą ta halucynacja ogarnęła ją tylko na krótko.
Szmer zaczął się znowu, i Garbuska zrozumiała, że są to nie słowa, lecz łkania, i to ją uspokoiło natychmiast.
A jakkolwiek ustępował przestrach, zdumienie nie mogło się zmniejszyć.
Łkania pochodziły z pokoju nieboszczyka.
Ohydna istota, opierając się o meble, bo nogi się pod nią chwiały, skierowała się ku temu pokojowi.
W miarę, jak się zbliżała, łkania stawały się wyraźniejszymi.
Wreszcie przekroczyła próg, spojrzała i wydała okrzyk wściekłości, widząc Helenę, klęczącą przy łóżku ojca.
— Ty, ty tutaj! — wyrzekła głosem, gwiżdżącym między zębami zaciśniętymi, a ogień nienawiści zajaśniał w jej źrenicach.
Helena, usłyszawszy głos matki, skoczyła i stała przed nią blada, ale zdecydowana.
— A! moja matko! — odezwała się z goryczą — ojciec mój umarł, a ty nie uprzedziłaś mnie wcale o jego chorobie! Ojciec mój umarł, a ty mnie do niego nie we-