Strona:PL De Montepin - Potworna matka.pdf/101

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Po pierwszej chwili zdziwienia, Garbuska rzekła do siebie:
— E! to wiatr je zamknął.
Nacisnęła sprężynę, otworzyła drzwi, weszła do sieni i przebiegła schody.
W sionce przed mieszkaniem zastała drzwi na rozcież otwarte.
Tym razem wiatr nic nie tłumaczył.
Jakkolwiek zdziwiona, Julia pomyślała jeszcze, że je tak pozostawiła, i zamknęwszy je za sobą ostrożnie, przeszła przez przedpokój i dostała się do jadalnego pokoju.
Tu, przy blasku lampy, spojrzała na swe ręce, jak niegdyś lady Makbet, oglądając swoje.
— Ani jednej kropli krwi — wyszeptała, oddychając swobodniej — nikt mnie nie widział, nie ma się czego obawiać.
A jednak goniono mnie — dodała — słyszałam, jak za mną goniono... nawet rozróżniałam jakiś cień... ale ten, co mnie ścigał, zmęczył się, albo stracił mój ślad... ja jestem teraz wolną od wszelkiego podejrzenia... trzeba dokończyć tej pracy.
Pracą, o której mówiła Julia Tordier, była lista osób, które wypadało zaprosić na pogrzeb, lista, przerwana przybyciem doktora Reynier.
Garbuska usiadła więc na krześle przy stole, wzięła pióro, umaczała je w atramencie i zaczęła pisać.
Zaledwie jednak dodała kilka nazwisk do wypisanych poprzednio, drgnęła nagle i podniosła się przerażona.
Dźwięk jakiegoś głosu doleciał ją z głębi mieszkania.
— Ktoś mówił — rzekła — ktoś mówił tam... Umarli nie wracają przecież, a Jakub umarł. Czyżby to była gorączka złudzenia, halucynacja.
Nadsłuchiwała znowu, powstrzymując oddech, pochy-