Strona:PL De Montepin - Macocha.djvu/98

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Więc nie chodziło o prostą rozrywkę, o przyjemność, ale o coś, o czem nie wie.
— Moje drogie dziecko — zaczęła Eugenja, starając się nadać swemu głosowi ton łagodny — twój ojciec i ja ponosiliśmy wielkie ofiary, ażeby cię wychować, by dać ci edukację staranną i aby uczynić z ciebie pannę powabną, jaką właśnie jesteś. Jak wiesz, nie posiadamy majątku żadnego. Jedynemi środkami naszemi jest pensja twego ojca, pensja bardzo skromna, zmuszająca nas do najściślejszej oszczędności. Ale ponieważ chodziło o twoją przyszłość, nie rachowaliśmy się więc, nie oszczędzaliśmy, byliśmy bowiem przekonani, że będziesz nam wdzięczna za wszystko, cośmy dla ciebie czynili, i że kiedyś czynem przekonasz nas o swej wdzięczności.
— Przekonać was? — odpowiedziała Teresa — czyż to jest w mojej mocy?
Pozwół mi mówić dalej... Wszak słuchasz mnie z uwagą?
— Chyba mama nie może o tem wątpić.
— Jesteś piękną — mówiła dalej pani Daumont — nawet bardzo piękną!... taką, jaką ja byłam w twoim wieku. Ta piękność w połączeniu z edukacją, powinna być dla ciebie źródłem powodzenia, którem obowiązana jesteś podzielić się z nami, nam bowiem będziesz je zawdzięczać.
„Mogłam nie zaślubiać twego ojca i, być może, byłoby nawet lepiej, albowiem związek nasz pod względem finansowym był niedobranym. Piękność moją dozwalała mi rachować na małżeństwo świetne...