Strona:PL De Montepin - Macocha.djvu/92

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

kobiety, należące do lepszego towarzystwa, zrujnowane, o czem przecież nikt nie wie, gdyż fundusze sekretne wynagradzają hojnie tajne usługi. Ile razy zdarzy się sposobność, skoro zażądam, mogę otrzymać zaproszenie na dwie osoby... jeśli tylko sobie życzysz.
— Cóż mnie obchodzi jaką drogą mieć je będziesz? byłeś je tylko miał!
— W przyszłą sobotę będzie przyjęcie w ratuszu.
— Doskonale — więc pojedziemy.
— Powiedz raczej, że pojedziecie — odpowiedział Daumont. — Wiesz, że ja nie chcę się mieszać do niczego, nie chcę się nawet pokazywać... Czy zgoda?
— Zupełna! — rzekła pogardliwie Eugenja, wstając z fotelu. Nie tylko, że niepotrzebny mi jesteś, lecz owszem, krępowałbyś mnie. Przynieś jutro zaproszenia... a teraz... dobranoc.
I pani Eugenja opuściła salon.
Oddawna już małżonkowie nie sypiali w jednym pokoju.
Robert zostawszy sam, strząsnął na zagasłe węgle w kominku popiół swej fajki, następnie podniósł się, otworzył szafkę w murze, wziął butolkę wina szampańskiego, wypił dwa kieliszki jeden po drugim i ożywiony poszedł spać, nie myśląc więcej o córce i pozostawiając żonie staranie o przyszłość.
Nazajutrz rano gdy wychodził do ministerjum, pani Euganja przypomniała mu obietnicę wczorajszą.
— Nie lękaj się, nie zapomnę — odpowiedział. —