Strona:PL De Montepin - Macocha.djvu/65

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Słucham, niech pan mówi.
— Wolałbym pomówić w loży, niż na schodach.
— Więc to jakiś sekret?
Młody rzeźbiarz nic nie odpowiedział, wszedł za odźwierną do loży, wyjął z kieszeni zawczasu przygotowany bilet pięćdziesięciofrankowy i podając go, rzekł nieśmiało.
— Przedewszystkiem proszę przyjąć to odemnie jako małe wynagrodzenie za subjekcję, jaką pani sprawiam.
Odźwierna przygryzła usta i zapytała sucho:
— Co takiego? Zapytanie to zmieszało jeszcze więcej młodego człowieka i było to tak widocznem, a zarazem komicznem, iż odźwierna aż się roześmiała.
— No cóż? śmiało! — rzekła dodając mu odwagi. — Czegóż pan się wstydzisz? Nie dzisiejszą jestem i wiem co pan chcesz powiedzieć, nawet gdybyś nic nie mówił. Dwadzieścia lat jestem już odźwierną i napatrzyłam się wielu rzeczy. Znamy się na tem. Chcesz się pan dowiedzieć odemnie o kimś lub o czemś i myślisz, że bilet pięćdziesięciofrankowy rozwiąże mi język... Otóż nie znasz mnie pan! Rozalja Michaud jest uczciwą kobietą i nie miesza się w żadne matactwa, schowaj więc do kieszeni swoje pieniądze i powiedz śmiało o co chodzi i co chcesz wiedzieć. Jeżeli będę mogła objaśnić, nie uchybiając moim obowiązkom odźwiernej, i bez narażenia kogokolwiek na jaką szkodę, nie widzę powodu, dla