Strona:PL De Montepin - Macocha.djvu/516

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Pobiegła ku swojemu gabinetowi, zdecydowana zabrać swoje kapitały i ukryć je w bezpieczne miejsce na przypadek, gdyby się okazała potrzeba ucieczki... Lecz napróżno szukała wiązki kluczy, tam gdzie one znajdowały się zawsze.
— Okradziona jestem — powiedziała sama do siebie — ale przez kogo?
Jeden rzut oka pokazał jej nieporządek w bibljotece...
— Ach, to Jarry ten cios przygotował — odgadła cała już wściekła z gniewu — nędznik!
I wyjmując prawą ręką rewolwer z biurka, a następnie wziąwszy lichtarz lewą, skierowała się ku przejściu tajemnemu, w którem Jarry znajdował się jeszcze, obładowany zdobyczą.
— Złodziej! — zawołała hrabina, widząc swój kufer otwartym. Złodziej!
I podnosząc ramię, dała ognia.
Ale Jarry trzymał także rewolwer.
Podwójny odgłos wystrzału dał się słyszeć, i hrabina upadła bez życia około umierającego bandyty.
Bóg uczynił sprawiedliwość.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

W pół godziny potem władze sądowe przybyły do pałacyku, ażeby skonstatować, że pani Daumont została uduszoną przez warjata, a pani Kouravieff zabitą przez człowieka, znajdującego się u niej w usługach, któremu zresztą zbrodnia jego żadnej nie przyniosła korzyści.