Strona:PL De Montepin - Macocha.djvu/515

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Biedny Gaston! Lecz po cóż go żałować? Bóg sprawiedliwy przywołał go do siebie w chwili, gdy wielkość jego przebaczenia i heroicm poświęcenia pełen, zrobiły zeń więcej niż człowieka...

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Pan de Lorbac rzekł chłodno do jednego ze służących, którego krzyki sprowadziły nareszcie.
— W napadzie gwałtownego szaleństwa, którego nie można było przewidzieć, obłąkany Gaston Dauberive zadusił moją teściową. Idź, uprzedź o tem policję.
Lokaj wyszedł przestraszony.
— Rene — ciągnął dalej doktór — wyprowadź stąd Różę i twoją matkę, twoją matkę, czy słyszysz moje dziecię.
Teresa i Róża wyciągnęły ku niemu ramiona.
— Biedna męczenniczko — dodał półgłosem — jeżeli twoje szczęście zależy odemnie, w takim razie będziecie obie szczęśliwemi.
Róża pragnęła pozostać przy ciele swojego ojca, płakać przy nim i modlić się za jego duszę, lecz Rene sprzeciwił się temu...
Pozostał więc tylko w pokoju sąsiednim pan de Lorbac. oczekujący przybycia komisarza.

∗             ∗

Pani Kouravieff, przestraszona, rzuciła się do ucieczki...
Czuła się skompromitowaną ciężko.
Walczyć dłużej było niepodobieństwem.