Strona:PL De Montepin - Macocha.djvu/498

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Gaston wydał jęk głuchy i ukrył twarz w dłoniach.
— Mój ojcze, mój ojcze — łkała dziewczyna tuląc go w swoich ramionach.
— Ach — zawołał rzeźbiarz, podnosząc głowę — czyż ta kobieta, która mnie opuściła, wiecznie będzie moim złym genjuszem?...
— Tak jest — ciągnęła dalej hrabina Kouravieff — małżeństwo nie może przyjść do skutku. Inaczej syn doktora de Lorhac musi się dowiedzieć prawdy o przeszłości tej, którą nazywał matką, a która wiedząc o wszystkiem, nie sprzeciwiała się jego małżeństwu. A co w takim razie powie jeszcze jego ojciec, mąż Teresy?...
— Ojcze, wstaw się za mną!
— Nie i tysiąc razy nie — odpowiedział gwałtownie Gaston Dauberive. — Paulina Dauberive nie ma potrzeby się poświęcać. Dla duszy kochającej dwie są równe męczarnie: nie znależeć do tego, którego się kocha i należeć do niekochanego. Jeżeli moja córka nie może zaślubić tego, którego wybrała tem bardziej nie zaślubi tego, którego jej serce odrzuca.
— Oh mój ojcze, jakiś ty dobry...
Hrabina gryzła wargi z wściekłości.
— Jakżeż wytłumaczycie, odmowę jej człowiekowi, który był jej narzeczonym? — zapytała wreszcie.
— Powiem mu — zawołała Róża — że znalazłam mojego ojca, który sam jeden jest panem moje-