Strona:PL De Montepin - Macocha.djvu/493

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

obok siebie. Moja Paulino, jaką ty jesteś piękną? Marzyłem o tem, żebyś była taką.
— Mój ojcze — powtarzała Róża.
— Tak jest, twój ojciec, który cię oczekiwał tak długo. Ale ty drżysz moja droga! Mówiono ci, że byłem obłąkanym i lękasz się tego.
— Nie, mój ojcze, ja nie obawiam się wcale i jestem szczęśliwą.
— Jak to miło, gdy słyszę ciebie mówiącą. Głos twój równie jest słodki, jak wyraz twarzy... Odźwięk jego znajduję w mojem sercu... Oh mów jeszcze, mów zawsze, chodź dziecię, chooź z twoim ojcem.
I opasując ramieniem jej kibić, Gaston zaprowabził ją do swego pokoju, i posadził przy fotelu swoim, trzymając za obie ręce. Hrabina także udała się za nimi.
— Jakto dobrze — powtórzył jeszcze Dauberive półgłosem. — Mam do powetowania dwadzieścia lat miłości i pieszczot. Kiedyś, gdy jeszcze byłaś maleńką, kołysałem cięw s woich ramionach, i patrzyłem na ciebie całemi godzinami, gaworząc z tobą i całując cię, a ty ściskałaś mnie drobnemi rączętami, szczebiocząc wyraz: „Papa“. Będziesz mnie i teraz kochała nieprawdaż?
— Ja cię kocham, mój ojcze!
— Ach, więc wszystko już idzie jak najlepiej. Przeszłość nie istnieje więcej, stałem się nareszcie samym sobą — zawołał Gaston upojony radością.