Strona:PL De Montepin - Macocha.djvu/45

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Poszukaj. — Odpowiadając, obrócił się w stronę okna wychodzącego na ulicę.
— Szukam i szukam, ale nic znaleźć nie mogę.
— No, więc ci tę zagadkę muszę wyjaśnić. Czy widzisz co przez okno na drugiej stronie ulicy?
— Widzę tylko ulicę Bochard-de-Saron.
— Dobrze! spojrzyj teraz naprzeciwko na jedno z okien trzeciego piętra. Schowaj się jednak za firankę, żeby cię rajski ptak nie zobaczył i nie uleciała.
— Więc ona bezwiednie służy ci za model?
— Naturalnie. Nigdy nie widziałem tak pięknej twarzy, tak delikatnych rysów. Chciałbym z niej utworzyć arcydzieło.
— I w dodatku w niej się zakochać — dorzucił Paweł.
— Mówiąc między nami, może to się już nawet stało.
— Co to za jedna.
— Nie wiem.
— Ale znasz przyjemniej jej nazwisko.
— Nic zupełnie o niej nie wiem. Przed paru dniami, zjawiła się po raz pierwszy tam w oknie, za-
Paweł poszedł za wskazówką przyjaciela, i wzrok jego zatrzzmał się na wskazanem miejscu.
Nagle wydał okrzyk zdziwienia i z zachwytem zawołał.
— Ach, jakaż ładna dziewczyna!
— Prawda? — powiedział Gaston od wzruszenia głosem.