Strona:PL De Montepin - Macocha.djvu/449

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

dziłam. Zrobiono na ciebie zasadzkę. Ale to nie jest powód, żeby obchodzić się źle z tą dziewczyną, która jest tylko niewinnem narzędziem w rękach innych. Uspokój się pan. Znajdziemy pańską córkę, teraz to ja ci obiecuję.
I hrabina mówiąc to, rzuciła jeszcze raz wzrokiem na popiersie.
Gaston upadł na fotel. Przesilenie przeszło i pozostało tylko zwątpienie o sobie samym i o wszystkiem. Dawna kochanka doktora Loiset wskazała Jarryemu i Paulinie ręką na drzwi, potem zaś szeptać sama do siebie zacząła.
— Nie, ja się nie mylę. Znam tę twarz. Podobieństwo uderzające. To twarz pani de Lorbac, jeżeli nie dzisiejsza, to taka, jaka była przed dwudziestu laty... Jej rysy, jej wyraz oczu, to ona nakoniec, odmłodzona, żyjąca, gotowa przemówić. To ona nie zawodnie. A więc ta kobieta z najlepszego towarzystwa, tak dystyngowana, ten wzór cnót wszelakich, małżonka bez błędu, matka tak czuła, kochała niegdyś Gastona Dauberive, i jak ostatnia zbroniarka porzuciła owoc ich miłości wspólnej... A więc to przez nią ten nieszczęśliwy utracił rozum...
Hrabina myślała przez chwilę, a zastanowiwszy się, dodała:
— Przez nią, być może, iż nie, ale przez jej matkę. Gaston powtarzał często w chwilach obłędu o jakiejś matce, która narzucić chciała córce bogate małżeństwo, i z którego mogłaby korzystać osobiś-