Strona:PL De Montepin - Macocha.djvu/398

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Gaston Dauberive, Gaston Dauberive — powtarzał biedak.
— Ależ to imię jest moje... Kto mówi do mnie, kto mnie woła?...
Jarry śledził z natężoną uwagą wszystkie szczegóły dziwnej sceny, przezeń wywołanej.
Na zapytanie uczynione przez szaleńca, odpowiedział:
— Ja — i zbliżył się do okna.
— Czegóż pan chcesz?
— Pragnę wiedzieć, czy pan jesteś tym samym którego szukam...
— Któż może o tem wiedzieć lepiej odemnie?
— A cóżbyś pan zrobił, gdybyś został uwolnionym?
Gaston opuścił głowę, nie dając odpowiedzi. Szukał w swojej pamięci, ale ta pozostała milczącą...
— Nie wiem — wyjąkał nareszcie zawstydzony.
Jarry mu pomógł.
— Ale ja to wiem dobrze. Pan byłeś artystą rzeźbiarzem...
Oczy Gastona zapłonęły na nowo.
— Tak jest — przerwał ożywiany — byłem rzeźbiarzem, przypominam to sobie...
— Przez ostatnich parę lat życia mieszkałeś pan w Montgresin...
— Montgresin, Montgresin — powtórzył Gaston — przypominam sobie. Przecież tam była moja córka... Czy pan przychodzisz szukać mnie w jej