Strona:PL De Montepin - Macocha.djvu/382

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Godzina odjazdu zbliżyła się. Teresa ujęła ramieniem kibić Róży.
— Kochaj moją Reginkę, drogie dziecię, czule i wiernie. Zdaje mi się, że to jej szczęście przyniesie.
— O pani — odrzekła Róża — gdyby Reginka była moją siostrą, nie mogłabym jej kochać więcej...
— Dziękuję za nią i za siebie, czy chcesz, żebym cię uściskała?
— O pani! czy ja chcę?...
Przybrana córka Joanny Madoux podała swoje czoło pani de Lorbac.
— Do widzenia moje dziecię, spodziewam się, że zobaczymy się wkrótce.
Z kolei podał jej rękę René.
— Pani — rzekł wzruszonym głosem — będę cię prosił jak moja matka. Kochaj moją siostrzyczkę, kochaj ją bardzo, a wzamian i my cię bardzo będziemy kochali, a nawet kochamy już teraz...
Ręce dwojga młodych ludzi zadrżały we wspólnym uścisku, poczem pensjonarki odeszły w głąb zabudowań klasztornych, a Teresa i René powrócili do domu. W piętnaście dni potem jednak zadzwonili u furty pensjonatu Saint-Maur, a następnie przez całą jesień i początek zimy, co dwa tygodnie René sam przypominał...
— No i cóż mateczko, wartoby odwiedzić naszą Reginkę.
Nie trzeba mówić, że i Róża zawsze przychodziła z przyjaciółką. Dziewczęta stawały się coraz