Strona:PL De Montepin - Macocha.djvu/340

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

chce bym przybyła do Mongrésin z dzieckiem? Nie mogę wziąć dziecka od mamki.
— Mamka przyjdzie wieczorem i zabierze je; tak kazał Gaston.
— Dobrze... kiedy mąż mój... tak kazał. Niech pan będzie łaskaw zatrzyma się kilka minut, ja tymczasem uprzedzę mamkę, że zabieram dziecko z sobą i powiem jej, by przyszła po nie wieczorem.
Pośpiesznie podeszła do domu, i z przed progu wezwała Małgorzatę, której powtórzyła polecenie przyjścia...
Paulinka, chociaż miała zaledwie pół roku, ale była dość ciężką; przy tem matka nie przywykła nosić jej długo. Wskutek tego, uszedłszy kilkadziesiąt kroków, zatrzymała się, by odpocząć.
— Naprawdę, jestem bardzo niegrzecznym i nie wiem co pani o mnie pomyśli! Pozwalam, by pani niosła dziecię na rękach, i nie zwracać uwagi, jak to panią męczy. Zasługuję na surową wymówkę od mego przyjaciela Gastona. Niech pani pozwoli mi wziąć tego aniołka, a przyrzekam, że będę je niósł tak zręcznie, jakbym całe życie był niańką.
— Zgadzam się, bo czuję się zmęczoną... Wstyd mi, że mam sił tak mało... Ale czy tylko Paulinka zechce pójść do pana, nie znając go...
— Spróbujemy... Przeczuje, że bardzo lubię dzieci..
I wyciągnął ręce do dziecka, usiłując mówić głosem jak najsłodszym:
— Chodź aniołku... chodź do mnie ptaszyno...