botnik, szanuję go za to. Jego córeczka jest zapewne bardzo mała jeszcze, skoro trzymają mamkę. W jakim też jest wieku?
— Ma już sześć miesięcy, a ładna jak aniołek.
— Tutaj się urodziła?
— Tak, w Montgrésin, chrzczona zaś była w Orry-la-Ville. Ja ją trzymałam do chrztu...
— Ty!... — zawołał Touret z pewnym zdziwieniem.
— Ja i do tego z jakimś wielkim i ładnym panem. Szkoda, że w tydzień potem wyjechał on daleko, do jakiegoś kraju, co go nazywają Indje...
Anusia byłaby zapewne długo opowiadała o swoim kumie, gdyby nie matka Pascal, która powróciwszy z miasteczka, weszła do oberży, obładowana dwoma koszami prowizji. Zresztą Touret wiedział już co mu było potrzeba.
Ponieważ dziecko było ochrzczone w Orry-la-Ville, więc zapisano je do ksiąg ludności miejscowej. Gaston zaś, jako artysta żyjący z pracy, nie mógł być mężem, o jakim marzyła pani Eugenja. Touret zapłacił więc należność i udał się prosto do Orry-la-Ville Przybywszy na miejsce, zaszedł od razu do urzędnika stanu cywilnego.
— Przyszedłem prosić pana o kopję aktu urodzenia dziecka, zapisanego przed sześciu miesięcami do ksiąg ludności tutejszej gminy.
— Bardzo dobrze. Na kiedy panu potrzeba!
— Jeżeli można, prosiłbym natychmiast.
Strona:PL De Montepin - Macocha.djvu/326
Wygląd
Ta strona została skorygowana.