Strona:PL De Montepin - Macocha.djvu/320

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Więc to takiej kary pragniesz dla zbrodniarza który sprawił nam tyle złego! — zawołała gwałtownie. — Wiesz, co zabrał nam ten człowiek wykradając nasze dziecko i zgadzasz się przyjąć go za zięcia? I ty nie wstydziłbyś się nazywać swym synem tego, który zamordował barona Rittera? I ty chciałbyś bym pieściła dziecko zrodzone z takiego błędu, a raczej zbrodni! Ależ ty jesteś zupełnym wariatem! Robercie, albo nie znasz mnie dotąd. I ty myślisz, że ja byłabym zdolną zapomnieć i przebaczyć? Nie!... nigdy!... Słyszysz mię?... Nigdy! Małżeństwo to jest niemożliwie!...
Robert, pragnąc w obecności Toureta okazać pewną samodzielność, ośmielił się zaoponować.
— Czy tylko postanowienie to nie będzie za pośpieszne? Zdaje mi się, że trzebaby najprzód dowiedzieć się co za jeden... a nuż będzie on w stanie zastąpić nam barona Rittera?
Eugenia miała znowu wybuchnąć gniewem, lecz Touret, uprzedzając ją, rzekł:
— Czy pani pozwoli mi wypowiedzieć moje zdanie?...
— Po przysłudze, jaką nam pan uczyniłeś, nie mogę panu odmówić.
— Otóż pan Daumont mówi bardzo rozsądnie, skoro żąda chłodnego zastanowienia się...
— Tak pan sądzisz? — przerwała Eugenja z ironją — i z jakich powodów, jeśli mogę zapytać?
— Pragniecie państwo uniknąć skandalu, wszak tak?...