Strona:PL De Montepin - Macocha.djvu/28

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Więc ]a je mam zatrzymać? — zapytała służąca z Rosiers.
— Zobaczymy jeszcze... Żądałem od was, byście milczeli o wszystkiem, coście tutaj widzieli... teraz żądam od was drugiego zobowiązania.
— Przysięgamy, że będziemy milczeć, księże proboszczu! — zawołali razem Weronika i Caron.
— Jeżeliby kiedykolwiek zapytywano was o to dziecię, które odtąd pozostanie z nami, nie powinniście udzielać najmniejszej nawet wskazówki.
— W jakichkolwiek okolicznościach zapytywano by mnie o to, nie powiem ani słowa — odpowiedział Caron.
— A ja, prędzej pozwolę sobie uciąć język, niż powiedzieć cokolwiek — odrzekła Weronika.
— Dobrze — rzekł ksiądz — jestem spokojny wierzę w przysięgę, którą wykonaliście przed Bogiem.
Poczem zwróciwszy się do Eugenji Daumont, której pochylone czoło i cała postawa wyrażały zgnębienie moralne i fizyczne — dodał:
— Czy słyszałaś, moja córko?
słyszałam, ojcze — odrzekła głosem drżącym Możesz się więc oddalić już bez obawy.
— Lecz czy będę wiedzieć co stanie się z tem dzieckiem? — zapytała Eugenja.
— I po cóż? — odrzekł ksiądz z pewną goryczą. — Czyn, który chciałaś popołnić, opuszczając tutaj to biedne dziecię, nie dowodzi, by obchodziła jego przyszłość. Przecież pragnęłaś jego śmierci!
Niessety, prawda, księże proboszczu, lecz