Strona:PL De Montepin - Macocha.djvu/272

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
II.

— Przedstawiam ci — rzekł Robert do żony — pana Joachima Touret, jednego z naszych współpracowników w ministerjum... Zgodził się on kierować poszukiwaniami, jakie mamy rozpocząć, i jestem przekonany, że dzięki jemu odzyskamy naszą córkę.
— Ach, panie — zawołała Eugenja — oby nadzieja, którą nam pan dajesz, nie była płonną.
— Mioduś po raz trzeci ukłonił się pani Daumont i rzekł:
— Przyrzekłem i dotrzymam.
— Jakże my wdzięczni panu będziemy, jeżeli zdołasz pocieszyć nas w tej boleści. Bądź pan Opatrznością naszą i wróć nami to, więcej nierozsądne niż winne dziecko, które tyle łez nas kosztuje! Odszukaj pan tego niegodziwca, który całą naszą uczciwą rodzinę pogrążył w żalu... niech otrzyma zasłużoną karę za swój czyn haniebny! Wykradając naszą córkę, popełnił on zarazem morderstwo!...
— Morderstwo?... — powtórzyli naraz Robert i Joachim Touret.
— Tak, zabił człowieka, który kochał Teresę i który za kilka dni miał zostać naszym zięciem.
— Niech pani powie wyraźniej... nie rozumiem — rzekł Touret.
— Jako uczciwa kobieta, uważałam za obowią-