Strona:PL De Montepin - Macocha.djvu/260

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Pan naczelnik uczyni mi zaszczyt wezwaniem...
— Tak, kochany panie Touret.
— Czy jestem potrzebnym?... Sprawa służbowa?...
Robert Daumotnt odpowiedział wymijająco:
— Sprawa bardzo ważna, trudna i wymagająca wielkiej roztropności i gorliwości.
Touret skłonił się z udaną skromnością, był bowiem przekonany o swej wartości.
— Siadaj pan — ciągnął dalej Daumont — ponówmy...
Mioduś usiadł na krześle obok i rzekł:
— O cóż to chodzi? Jaka intryga polityczna, czy może spisek przeciwko rządowi? Czy są jakie poszlaki, czy może jaka nowa grupa socjalistów?
— Na ten raz nie to, chwała Bogu.
— Więc cóż?
— Zaraz panu wyjaśnię, uprzedzam tylko, że jestto moja sprawa osobista — i powiedziawszy to, wyjął z szufladki fotografję i wręczył ją ajentowi.
Touret utkwił w nią wzrok, niebieskie jego oczy zabłysły ogniem i po chwili rzekł: Na honor! oto piękna twarz... wspaniała!... Wiele w mem życiu widziałem pięknych, ale takiej, nigdy! A niech pan naczelnik mi wierzy, znam się na tem... mam słabość do pięknych kobiet. Ale i fotograf artysta... co za oświetlenie! Czy ta młoda osoba należy