Strona:PL De Montepin - Macocha.djvu/257

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wiadomić, że wakujące po mnie miejsce, prawdopodobnie dostanie się panu.
— Na prawdę?
— Tak. Oświadczyłem, że według wszelkiej sprawiedliwości, powinno być ono udzielone panu, jako memu pomocnikowi i jednemu z najstarszych urzędników w ministerjum.
— Niewiele mam nadziei...
— Na ten raz powinieneś ją pan mieć. Brałem udział w naradzie nad składem biura i wiem, że jesteś zapisany pierwszym. To, co panu mówię, pochodzi ze źródła urzędowego.
— Bardzo dziękuję panu — odrzekł Robert Daumont, a jednocześnie myślał: — Gdybym już był szefem, o ileż łatwiej przyszłoby mi to, czego Eugenia żąda ode mnie.
Opuścił gabinet szefa i wrócił do swego biurka, aby rozdzielić robotę bieżącą między podwładnych, zdziwionych tak długą nieobecnością swego zwierzchnika. Ale i podczas tej czynności nie mógł pozbyć się myśli o wypadkach domowych, a chociaż przywykł patrzeć na życie z punktu obojętności filozoficznej to dzięki zabiegom żony, prawie trzymał już w rękach, wzburzyła go do gruntu. Wściekły był i przeklinał sprawcę, niespodziewanego nieszczęścia. Huczała w nim burza, a jednocześnie wyradzała się chęć zemsty i starcia na proch człowieka, nikczemnika, który uwiódł i wykradł jego córkę...
— Ministerjum spraw wewnętrznych posiada, jak już wspominaliśmy, brygadę ajentów tajnych,