Strona:PL De Montepin - Macocha.djvu/245

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

spostrzegła jakiś przedmiot błyszczący i nachyliła się, by go podnieść.
— Co to jest? — zapytała Eugenja.
— Spinka, którą panna Teresa musiała zgubić.
Eugenja, obejrzawszy ją ze wszystkich stron, rzekła:
— Ona żyje i uciekła nie po to, by odebrać sobie życie... Nadto, uciekła z kochankiem, który był tutaj, w jej pokoju i zgubił tę spinkę od mankieta. Tak jest, G. D. to są pierwsze litery imienia i nazwiska tego nikczemnika...
— Ach, gdyby z tych liter można było dowiedzieć się nazwiska — zawołał Robert Daumont.
— To właśnie twoja rzecz odkryć. Na twojem stanowisku masz większą łatwość, niż kto inny...
W tej chwili, weszła Julja i rzekła.
— Wzywają panią do loży, pani Michaud.
Eugenja podeszła do odźwiernej i szepnęła jej do ucha:
— Powtarzam, że liczę na dyskrecję pani.
— Ach, pani, prędzej dam sobie uciąć język, niż powiem komu choć słowo.
I mówiła prawdę. Dzielna ta kobieta umiała utrzymać tajemnicę i nic na świecie nie mogło jej skłonić do zdrady położonego w niej zaufania.
Po jej odejściu Eugenja zbliżyła się do męża, który pod wpływem tego niespodziewanego ciosu stracił do reszty energję.
— Cóż stoisz — rzekła głosem drżącym ze złości — jak niedołęga, gdy tu potrzeba energji, inicjatywy i postanowienia! To jakiś mężczyzna, jest