Strona:PL De Montepin - Macocha.djvu/234

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Biały kolor koperty zwrócił uwagę Daumonta. Wziął w rękę i poznał pismo Teresy.
Zdziwiony, następnie poruszony smutnem przeczuciem, drżącą ręką otworzył kopertę i przeczytał znany już czytelnikom list córki. W miarę czytania twarz jego z początku purpurowa, bladła coraz więcej. Pod wrażeniem tego niespodziewanego ciosu, zachwiał się na nogach, lecz wkrótce opanowawszy wzruszenie, rzucił się pędem do pokoju swej córki.
Ale pokój był pusty i pościel na łóżku w nieładzie...
— Ach! nieszczęśliwa!... — zawołał z rozpaczą. — Musiała odebrać sobie życie!
Wzbiegł jak szalony i pchnąwszy gwałtownie drzwi, wpadł do sypialni Eugenji.
— Wstawaj!... wstawaj!... — wołał głosem stłumionym, szarpiąc ją za ramię i zrywając kołdrę. — Wstawaj!... nasza córka nie żyje!...
Co?... co takiego?... — pytała przebudzona nągle z twardego snu Eugenja.
— Nasza córka nie żyje!...
— Moja córka... Teresa... nie żyje... — zawołała, zrywając się z posłania — co ty mówisz? Teresa nie żyje?... to być nie może!...
— Nie może być!... masz, czytaj!... — i podał jej list Teresy.
Eugenja drżąc całem ciałem i szczękając zębami, ze zmienioną twarzą, która czyniła ją straszną, schwyciła list, lecz mrok panujący w pokoju nie dozwalał jej czytać. Wtedy jednym skokiem rzuciła, się