Strona:PL De Montepin - Macocha.djvu/212

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
wsze pani dłużnikiem, pełnym szacunku i wdzięczności“.

— To nie człowiek, lecz anioł — szepnęła pani Eugenja, chowając list i czek do kieszeni.
W tem powóz zatrzymał się przed domem, a za chwilę Julja zaanonsowała barona Rittera.
Pani Daumont śpiesznie podeszła ku niemu, i ściskając mu rękę, rzekła po cichu.
— Nie dziękuję, boś baron zabronił; lecz masz pan prawo tylko do mego milczenia, a chociaż wdzięczność moja musi być niemą, nie mniej przeto jest wielką.
— Pst! — odrzekł baron, uśmiechając się i przykładając palec do ust — i tego niewolno.
Podszedł do Teresy, i pocałował jej rękę, której nie śmiała mu odmówić, i rozpoczął rozmowę z Eugenją, o projektach i sprawunkach, jakie należy uczynić.
Po upływie pół godziny gość wyszedł, zapowiadając wizytę na dzień następny, a w minut dwadzieścia po jego odjeździe, pani Daumont ze służącą opuściła mieszkanie.
Teresa pozostawszy samą, poszła do swego pokoju, otworzyła okno i przekonawzy się, że matki już niema na ulicy, giestem dała znak Gastonowi, że chce mu coś powiedzieć.
Rzeźbiarz, który tego tylko wyczekiwał u okna, zeszedł natychmiast na ulicę, i w parę chwil był już w jej pokoju. Zaledwie drzwi zamknęły się za nim, padli sobie w objęcia.