Strona:PL De Montepin - Macocha.djvu/211

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
VIII.

Pani Daumont opuszczając pokój córki, mówiła siebie:
— Jedno z dwojga: albo rozsądek, przekonywa ją nareszcie, że walka ze mną byłaby bezowocną, albo że przepych, widziany u barona, zaczyna ją olśniewać. W każdym razie interes idzie dobrze, a opór którego się obawiałam, choć byłam pewną, że go przezwyciężę, widocznie już nie nastąpi.
Śniadanie odbyło się o godzinie zwykłej, poczem Teresa ubrawszy się w suknię koloru perłowego, zaleconą przez matkę, oczekiwała wraz z nią przybycia barona Rittera.
O godzinie drugiej lokaj przyniósł dwa przepyszne bukiety, dwa pudełeczka z aksamitu błękitnego, przeznaczone dla Teresy i jej matki, i list zaadresowany do tej ostatniej. Pudełeczko Teresy zawierało w sobie kolję z pereł w trzy rzędy, nieporównanej piękności, zaś matki jej, strój z brylantów i szmaragdów.
Pani Eugenja otworzyła kopertę i wyjęła z niej ist i czek na pięćdziesiąt tysięcy franków, wystawiony na okaziciela.
List zawierał słowa następujące:

„Droga pani.
Pannie Teresie może przyjść jakaś fantazja, jakiś kaprys. To, co posyłam, pozwoli pani go zaspokoić. Tylko przedewszystkiem niech pani mi nie dziękuje. Pani mi dajesz najdroższy skarb, a cokolwiekbym uczynił, pozostanę za-