Strona:PL De Montepin - Macocha.djvu/205

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

spostrzegła matkę zbliżającą się ku sobie, zadrżała całem ciałem. Nadchodziła chwila stanomcza.
— Przychodzę właśnie po ciebie — rzekła głosem cichym lecz rozkazującym. — Jeszcze raz ci przypominam, że wszelką chęć oporu stłumię natychmiast. Musisz być posłuszną; zresztą posłuszeństwo przyjdzie ci z łatwością. Powinnaś się czuć bardzo szczęśliwą bo niema młodej dziewczyny, któraby nie zazdrościła ci losu. Ach, gdyby podobne szczęście, gdym była w twoim wieku, mnie spotkało... umiałabym korzystać...
I wziąwszy pod ramię córkę, poprowadziła ją do bankiera.
— Pani — rzekł baron, biorąc rękę Teresy — w tej chwili uczyniłem rodzicom jej wyznanie, które za ich pozwoleniem pragnę powtórzyć pani. Kocham panią od owego niezapomnianego balu, na którym miałem szczęście poznać i tańczyć z panią. Najgorętszem mojem pragnieniem jest uczynić panią tak szczęśliwą, jak jesteś ubóstwianą. Jednem słowem możesz wydać wyrok o mojem życiu. Czy zgadza się pani zostać baronową Ritter?
Na to żądanie, wyrażone tak jasno, Teresa oburzyła się. Chciała wywołać:
— Nie, nie zgadzam się, i nigdy nie zgodzę! Wolę raczej umrzeć!
Lecz słów tych nie wymówiła. Wywołałaby skandal a cóżby jej z niego przyszło? Zostałaby zgnębioną, dozorowaną, prawie uwięzioną... utraciłaby swobodę działania. Przypomniała sobie słowa Gasto-