Strona:PL De Montepin - Macocha.djvu/161

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Doskonała myśl! Muzyka oddziaływa na serce i usposobia do miłości — rzekł szef biura, śmiejąc się. — A teraz zbierajmy się do obiadu...
— I ja umieram z głodu...

∗             ∗

Zostawiliśmy Gastona na schadzce z Teresą i powtórzyliśmy początek ich rozmowy. Rozmowa tego rodzaju nie jest nigdy skończoną i ma tę własność że podczas niej zapomina się o upływie czasu. Gdy Teresa wezwała rzeźbiarza, pani Daumont tylko co była wyszła, wyprawiwszy pierwiej po sprawunki Julję służącą, i miała wrócić dopiero o godzinie piątej po południu.
Nagle Teresa drgnęła.
Zegar stojący na kominku wybił godzinę piątą.
— Idź już... idź... — zawołała drżąc z przerażenia. — Mama może nadejść lada chwila. Jeżeli cię tu zastanie, będę zgubiona...
— Idę, ukochana... Kiedyż cię znowu zobaczę? — zapytał Gaston.
— Gdy będę samą, zawiadomię cię, jak dzisiaj... Lecz idź już... na miłość Boga, idź!
Młody rzeźbiarz zwrócił się ku drzwiom, lecz było już za późno.
Usłyszeli otwierające się i zamykające napowrót drzwi mieszkania i głos pani Daumont:
— Tereso, gdzie jesteś?
Biedne dziewczę, na pól omdlałe, miało za-