Strona:PL De Montepin - Macocha.djvu/15

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wiek, który już za nic nie ręczy. Łatwo było zrozumieć, że znajdował naszego pana jak najgorzej, i że ratunek już był niemożliwym. Kiedy odchodził, zaczęłam go badać — odpowiedział mi, że pan nasz może i nocy nie przeżyje. Powtórzyłam to pani, która mnie też niezwłocznie po księdza proboszcza posłała.
— Biedny Madoux! — wyszepatał ksiądz. — Czy żądał mego przybycia?
— Tak, księże proboszczu, chce się wyspowiadać i przyjąć sakramenta święte! Ale ksiądz proboszcz mu nie odmówi, wszak prawda?
— Z pewnością nie! — żywo zawołał ksiądz Dubreuil. — pójdę z wami. A Lody niech idzie zawiadomić Carona, mego zakrystjana.
— Ja pójdę, księżę proboszczu — powiedziała Weronika — wiem gdzie Caron mieszka. Zdaje mi się, że on jest nadzorcą dróg.
— Tak, moja córko.
— A więc biegnę, Czekając na was, przygotuję oleje święte. Znajdziecie mnie w zakrystji.
Weronika odprowadzona przez Magdalenę aż do drzwi wchodowych, opuściła plebanję. Tymczasem ksiądz Dubreuil zapalił małą latarkę.
Za chwilę wróciła Lody, trzymając w ręku okrycie watowane, było ono już bardzo stare i wypłowiałe, ale starannie utrzymywane.
— Okropny czas — rzekła poczciwa kobieta, wiatr wieje tak silnie jak gdyby koguta chciał z wie-