Strona:PL De Montepin - Macocha.djvu/133

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Jestto mojem najgorętszem pragnieniem. Gdym ją zobaczył, pokochałem tak, jak nigdy jeszcze nie kochałem.
— Zakochałeś się baron w siedemnastoletniem dziecku! Czyż to rozsądnie?
— Serce nie rozumuje, ono przemawia, rozkazuje i zmusza do posłuszeństwa! Zresztą, w czemże tu szaleństwo? Czyż jestem starcem?
— Starcem... nie, masz pan zaledwie lat pięćdziesiąt...
— Nie mam pięćdziesięciu, mam tylko dwa razy po dwadzieścia pięć. Będąc bogatym kolosalnie, bez dzieci, bez rodziny, jestem panem moich czynów jak i miljonów... Mam prawo rozporządzać mem sercem, moją osobą, moim majątkiem! Ona mi się podoba, i słusznie lub niesłusznie, lecz przekonany jestem, że zostawszy moją żoną, zapewniłaby mi szczęście. Owszem, zdaje mi się, że nie ożenić się z nią i przejść mimo trafiającego się szczęścia, byłoby szaleństwem! Czyż nie mam racji?
— Skoro baron tak myślisz, jestem tego samego zdania...
— Rad jestem, że podzleiasz pan moje przekonanie. Więc Teresa Daumont będzie moją żoną...
— Być może — rzekł de Loigney śmiejąc się — ale zdaje mi się, że na to potrzeba i jej zgody...
— Zapewne — odrzekł bankier — nie zniósłbym, by czyniono jej jakikolwiek przymus. Pochlebiam sobie, że zgodzi się bez trudności.
— Więc oświadcz się pan.