Strona:PL De Montepin - Macocha.djvu/128

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

tą odpowiedź pochyliła głowę, i na swym karneciku zapisała jego nazwisko.
Nagle Gaston Dauberive, który znajdował się od nich o dwa kroki, i który słyszał tę rozmowę, przystąpił, i kłaniając się głęboko, zapytał po cichu:
— Czy mogę panią prosić o zaszczyt przetańczenia ze mną następnego kadryla?
Teresa oniemiała i drżąca, przerażona jego śmiałością nierozsądną, spojrzała na matkę.
Eugenja, Jerzy Ritter i de Loigney zwrócił wzrok na młodego człowieka.
— Moja córka tańczy tylko z osobami, które były mi przedstawione — odrzekła sucho pani Daumont — i wziąwszy Teresę za rękę, odwróciła się od rzeźbiarza.
Bankier i szef biura poszli za niemi.
— Czy panowie znacie tego pana? — zapytała Eugenja.
— Nie...
Gaston zbladł i kilka chwil stał osłupiały.
— Więc nie będę mógł z nią mówić? — szepnął, zaciskając pięści ze złością...
— Dla czegóż z nim tańczyła?... Ach, zapewne był przedstawiony... Kto on jest?... Muszę się dowiedzieć... Ale jak?...
— Jak się masz, Gastonie! — odezwał się obok niego jakiś głos wesoły.
Odwrócił się i spostrzegł jednego ze swych przyjaciół, kolegę ze szkoły sztuk pięknych. Zamieniwszy kilka wyrazów, młodzi ludzie podeszli do grupy, skła-