Strona:PL De Montepin - Macocha.djvu/119

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Ale dlaczego młody człowiek, który przybył współcześnie z niemi i tuż za niemi wysiadł z dorożki, nie znajdował się na galonach i nie szukał ze swej strony wzroku Teresy?
Przyczyna bardzo prosta.
Gaston Dauberive, uczeń szkoły sztuk pięknych, kilkakrotnie nagradzany na wystawach, miał wielu znajomych. Zaledwie wszedł do salonu, spotkał kilku z nich, a nie mógł minąć ich obojętnie, nie przywitawszy się chociaż podaniem ręki. Mogli mu w danym razie być użyteczni; unikać zaś ich, było to stworzyć sobie nieprzyjaciół, co rzeczą smutną jest wszędzie, a zwłaszcza w karjerze artysty.
Zamieniwszy z każdym po kilka wyrazów, zdołał się uwolnić bez okazania niegrzeczności, i rozpoczął poszukiwania Teresy i jej matki, poszukiwania trudne, bo chociaż od ich wejścia niewiele upłynęło czasu, dość wszakże, by pomiędzy nim a poszukiwanemi utworzyła się tama trudna do przebycia.
Wtem orkiestra zaintonowała wstęp do pierwszego kadryla.
— Mamo — rzekła Teresa — słyszysz... będą tańczyć... Chodźmy w tamtą stronę.
Pani Eugenja nie chciała, by córka brała udział w tańcach. Tancerzami bywają ludzie młodzi, nawet bardzo młodzi, a ona nie rachowała na młodych, którzy z małym wyjątkiem, nie są bogaci i przytem się nie żenią.
Pani Daumont weszła więc z córką do salonu małego, w którym ludzie poważni, zbliżający się do