Strona:PL De Montepin - Macocha.djvu/112

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

pani poświęcić chwilkę czasu, którego zawsze tak zasługujesz?
— Najwyżej kwadrans... Mam z panem pomówić o interesach, i potrzebuję śpieszyć się, gdyż córka moja oczekuje na ulicy w powozie.
— Więc pani wzięłaś córkę do siebie?
— Od kilku tygodni, lecz mam nadzieję, na krótko. Jej obecność krępuje mnie, a ja nie przywykłam do tego.
— Odeszlesz ją pani napowrót na pensję?
— Nie z pomocą pensji chcę się uwolnić od niej. Pomówimy wkrótce i o tem... Czy domyślasz się pan celu mojej wizyty?
— Czy jestem pani potzebny?
— Przybyłam prosić pana o dwa tysiące franków.
— Dwa tysiące franków! — zawołał gospodarz mieszkania, skrzywiwszy się mocno. — Ależ to wielka suma!
— Dla pana bagatelna i wiem, że mi jej nie odmówisz przez pamięć na owe dni niezapomniane, o których pan wspomniałeś przed chwilą...
— A o których pani nie chcesz pamiętać — przerwał Józef Terrier, gospodarz mieszkania.
Miał on, jak już wspomnieliśmy, lat sześćdziesiąt. Włosy jego były prawie zupełnie białe i broda siwa, ale twarz, o rysach bardzo regularnych, zachowała cechę młodości.
Jego biuro interesów bankierskich przynosiło mu dochód znaczny. Będąc już posiadaczem dość