Strona:PL Daudet - Nowele z czasów oblężenia Paryża.pdf/168

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Ależ idź! ależ idź! przynajmniej dziecko odetchnie trochę świeżem powietrzem.
Poszliśmy więc obaj wprost przez pola.
Nie wiem, czy był zadowolony dzieciak, zobaczywszy, że są jeszcze drzewa i ptaki i że może brodzić po błotnistej roli. Co do mnie, nie czułem się dobrze, bo za wiele spiczastych kasków było widać na drodze. Od samego kanału aż do wyspy nie spotkaliśmy nic innego. A! zuchwalcy! Trzeba się było powstrzymywać, żeby nie rzucić się na nich.
Ale już nie mogłem opanować swego gniewu, kiedy wszedłszy do Villeneuve, ujrzałem wszystkie nasze ogrody stratowane, drzwi pootwierane i tych bandytów, którzy się w nich rozgościli, wołających na siebie przez okna, suszących swoje wełniane trykoty na naszych żaluzyach, na altanach. Szczęście, że dziecko było przy mnie — ilekroć ręka mi zaswędziła, myślałem sobie, patrząc na nie::
— Uspokój się, Belizaryuszu! strzeż się, żebyś nie ściągnął nieszczęścia na smarkacza.
To tylko wstrzymywało mnie od zrobienia głupstwa. Teraz zrozumiałem, dlaczego matka chciała koniecznie, żebym wziął chłopca ze sobą. B arak, do którego szedłem, znajdował się na skraju okolicy, po prawej stronie, na wybrzeżu. Znalazłem go wypróżnionym od dołu do góry, tak samo, jak inne. Ani jednego sprzętu, ani jednej szyby. Nic, tylko kilka wiązek słomy i na kominku ostatnia noga jakiegoś dużego fotelu. Na każdym kroku czuć było obecność Prusaków, ale nie dostrzegłem ich nigdzie. Jednak posłyszałem, że się coś porusza w suterenach. Miałem tam mały warsztacik, przy którym zaba-