Strona:PL Daudet - Mała parafia (2).pdf/331

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ści, których nie odgaduję. Lecz mniejsza z tem, rzecz główna, jak dla mnie, to szczęśliwa okoliczność, iż szanowny mój pułkownik zwrócił mnie rodzinie, obdarzając urlopem na nieograniczony termin, to jest mogę go odnawiać, przedłużać ile tylko zechcę.
Familijka moja, przyznać muszę, że nie jest ani wesoła, ani też przyjemna. Księżna wiecznie w podróży uganiająca się za sukcesyą, przedstawiającą tysiączne utrudnienia; generał coraz bezwładniejszy, siedzi całemi dniami w nieruchomości zupełnej, sprawia on na mnie wrażenie jakiejś postaci mitologicznej, dotkniętej gniewem mieszkańców Olimpu; wszak Wirgiliusz i Owidyusz bawili się w opowiadanie nam, o takich śmiertelnikach, przemienionych w drzewo albo w skałę. Patrząc na generała, zdaję mi się, że widzę, jak stopniowo kamienieje, albo też pokrywa się korą jakby skorupą. Tylko głowę ma jeszcze żyjącą, ale chyba i ta pójdzie niedługo za resztą i pozostaną tylko oczy, w których skupi się resztka energii, by na mnie patrzeć z wyrzutem. Takie żyjące oczy w strupieszałem ciele przypominają mi resztki promieni zachodzącego słońca, odbijące się w szybach wysokiego poddasza. Myśli swoje wiąże jeszcze generał zupełnie przytomnie i wypowiada je aż do uprzykrzenia, naturalnie, iż wszystkie skupiają się nad rozpamiętywaniem doznawanych bólów. Łatwo pojmujesz, jakie to zabawne do słuchania bez przestanku. A przytem z dziwnem