Strona:PL Daudet - Mała parafia (2).pdf/131

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

doczną była na każdym kroku, okna były roztwarte, prócz jednego a z za szyb widniało światło zapalonych gromnic; w powietrzu czuć było wstrętny odór fenolu i trocin, tej nieodzownej trupiej pościeli.
Przez kilka minut czekałem w sali na dole, siadłszy na trzcinowej kanapce. W tem słyszę kroki po schodach. Nina... Już wspominałem ci poprzednio, że między mną a tą ładną włoszką, nic jeszcze nie zaszło. W wilię jej wdowieństwa spędziliśmy cały wieczór na tarasie przed hotelem, żartując i śmiejąc się. Był to wesoły flirt. Widziała, że pragnę ją posiadać i bawiła się tem swobodnie, zajęta przedewszystkiem swoim chorym mężem, który miał jeszcze siłę grać na cztery ręce jakąś sonatę z moją kochanką. Od tego wieczoru nie widziałem mojej włoszki. Powiedz mi więc, dlaczego byłem pewien, że teraz zajdzie coś pomiędzy nami?... Weszła, była blada i opięta w czarną, gładką suknię. Czułem piękność jej ciała pod tą żałobną osłoną. Powieki miała czerwone, widocznie od płaczu, lecz oczy jej świeciły niezwykłym ogniem. Rzuciła się na kanapkę tuż przy mnie. Milcząc, ręce się nasze spotkały, splotły; skłoniwszy głowę, szepnęła: „Ach, mój drogi!“ Chwyciłem ją, przycisnąłem do siebie i usta nasze zespoliły się w długim, namiętnym pocałunku; była prawie nieprzytomna z szału, bezwładna a ja, całując tę kobietę kirem opiętą, rozkoszowałem się niezwyczajnością miłosnych uści-