Strona:PL Daniel Defoe - Przypadki Robinsona Kruzoe.djvu/371

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Indyanin wziąwszy w rękę zieloną gałązkę, pobiegł na tył statku, a stanąwszy na dachu kajuty, zaczął przyjazne robić gesta, przywołując dzikich. Po chwili jedna z największych łodzi, na któréj znajdowało się dwunastu wojowników, podpłynęła pod okręt.
Zaledwie Piętaszek skończył swoją przemowę, kiedy dzicy zamiast odpowiedzi, wypuścili nań grad strzał, z których dwie przeszyły mu piersi: z jękiem padł nieszczęśliwy na ziemię.

Poskoczyłem ku wiernemu przyjacielowi. Z smętnym uśmiechem spojrzał mi tkliwie w oczy, pochwycił za rękę, przycisnął ją do ust, a potém westchnąwszy skonał.
— Ognia! ognia do tych poczwar! — krzyknąłem z wściekłością, — mierzyć dobrze i bić bez miłosierdzia! ach łotry! zbrodniarze!
I porwawszy lont z ręki kanoniera, wymierzyłem na łódź zdradziecką; huknął grom, a czółno zniknęło bez śladu z po-