Strona:PL Daniel Defoe - Przypadki Robinsona Kruzoe.djvu/229

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

długo uśpione popędy namiętności, najmniejszy powód, widok jakiegoś przedmiotu, rozgrzewa wyobraźnią, i zdaje się wtedy że już nie można żyć bez tego, czego się pożądało. Czyż Bóg chce ażebym tu żył sam jeden, tylko sam jeden, a wymawiając kilkakrotnie te słowa, załamywałem ręce, zaciskałem je kurczowo i ścinałem zęby tak silnie, iż się zdawało że szczęk nie zdołam roztworzyć.
Nagle przyszła mi myśl, ażeby się jakimkolwiek sposobem dostać do okrętu. Nietylko mogłem ocalić kogoś z osady jeżeli się jeszcze znajduje na statku, ale tysiące przedmiotów bardzo mi przydatnych i użytecznych wydobyć z niego. Żądza ta dostania się na pokład stała się tak gwałtowną, iż uważając ją za natchnienie Boże, postanowiłem bez odwłoki wykonać.
Było to właśnie około południa, morze tak dalece odpłynęło od brzegu, że znaczny kawał przeszedłszy wpław, nie byłem więcéj jak o sto kroków oddalony od statku; kiedy straciłem grunt pod nogami, wówczas zacząłem płynąć i wkrótce dostałem się do okrętu. Opłynąłem go dwukrotnie wkoło, lecz nie znalazłem nic takiego, czegoby się uchwycić można dla wydrapania na pokład; nareszcie ujrzałem koniec liny, którego w pierwszém wzruszeniu nie dostrzegłem. Unosił się z przodu okrętu po nad wodą tak nisko, że go można było dosięgnąć: złapawszy się rękami, przy pomocy liny dostałem się nakoniec na wierzch, i aż podskoczyłem z radości, że mi się udało tego dokonać.
Byłto piękny statek kupiecki o dwóch masztach, obecnie zdruzgotanych, pochodzenia jak zauważyłem z budowy portugalskiego. Rzucony na ławicę piaskową, przechylił się tak mocno naprzód, iż sztaba zaledwie na sążeń wystawała z wo-